Wyciągnąłem strzałę i przyłożyłem dłoń do obrażenia w okolicach serca, a wszystkie rany natychmiastowo zniknęły. Westchnąłem ciężko i usiadłem na ziemi.
Lazurowe sklepienie nieba zaczęło przybierać złotopomarańczowe barwy, a chmurzyste tratwy, poczęły zmieniać się w kremowe i różowe baranki. Ogromna, królewska gwiazda chowała się za horyzontem. Nad szczytami drzew rozciągnęła się delikatna, mleczna mgła.
- Quo vadis, domine? (Dokąd idziesz, panie?) - szepnąłem pod nosem do słońca, a co było dalej? Nie pamiętam, albowiem spadł na mnie głęboki sen.
***
Otworzyłem powieki, a obok mnie ktoś stał.
- Kim jesteś? - spojrzałem na ową osobę.
<Kim jesteś? Ktosiu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz