piątek, 14 listopada 2014

Od Shine cd. Belli

- Zwierzaki takie są, zwłaszcza te mało towarzyskie - powiedziałam.
- Skoro znalazłam już towarzysza... Może wrócimy? - zaproponowała.
- Tak, chodźmy - przytaknęłam. Kaste ruszyła przodem poszczekują mc od czasu do czasu dając mi znak, że jest czysto i nic nie powinno mi przeszkodzić w zejściu. Bella chyba bawiła się ze swoim orłem, przynajmniej na to wskazywały wibracje, które przesyłała mi ziemia.
Wtem do moich uszu dobiegł cichy, słaby, wręcz dziecięcy głos.
- Słyszysz? - zatrzymałam się.
- Nie - odparła Bella.
- Płacz dochodzi z... - zmieniłam się w lisa i pognałam z prędkością światła w stronę, z której dochodził płacz.

<Bella?>

Od Sean'a cd. Ayano

- Wieloma rzeczami - wstałem i odszedłem od stołu. Szybkim krokiem, wręcz biegiem skierowałem się na polanę nieopodał chatki. Wdrapałem się na szczyt najwyższego drzewa i przysiadłem na gałęzi.
- Ojcze... Czemu to wszystko jest takie skomplikowane? - szepnąłem do księżyca, który już od dawna górował na niebie.
- Sean, nic nie jest proste, chociaż może się takie wydawać, nie było jeszcze takiej ścieżki, która by nie zataczała łuków, bądź nie rozdwajała się na dwie - usłyszałem delikatny, jednak potężny głos. Oparłem głowę o pień i przymknąłem oczy.
Serce biło mi jak oszalałe, gdy myślałem o Ayano. Nie mogłem opanować myśli. Nie mogłem zrozumieć co się ze mną dzieje!
- Czy ja zwariowałem? - powiedziałem do siebie i zasnąłem na drzewie z głową zwróconą ku księżycowi.

<Ayano?>

Od Layli (Event "Złodzieje Dusz" - Kayam cz. 1)

 Spacerowałam bocznymi uliczkami miasta. Gdy przechodziłam obok Wielkiego Rynku w centrum moją uwagę przykuło jakieś poruszenie. Cicho podeszłam do coraz większego tłumu ludzi. Docierały do mnie podekscytowane szepty, jakieś dziecko płakało. Przedarłam się przez tłum i stanęłam na przeciwko drewnianej tablicy z ogłoszeniami. Jedna z kartek zajmowała prawie całą powierzchnię tablicy. dużymi czarnymi literami było napisane:
" MAGICZNE PIÓRA SKRADZIONE!
Zakon Złodziei Dusz na wolności!
Każdy kto zabije złodzieja i odzyska pióro dostanie nagrodę..."
Nie czytałam dalej. Pędziłam ulicami miasta w stronę domu. Dalsza część tekstu najpewniej zawierała ostrzeżenie. Niebezpieczeństwo istnieje w każdej ciekawszej przygodzie. Wpadłam do domu. Szybko napisałam krótki list do Tomoe'go z wyjaśnieniem i zabrałam się za pakowanie. Wzięłam średnich rozmiarów skórzany worek, który dało się zarzucić na plecy. Wpakowałam do niego trochę jedzenia, wodę i kilka innych potrzebnych rzeczy. Rzuciłam worek w kąt przy wejściu i zaczęłam kompletować broń. Wsunęłam na palce pierścienie z metalowymi pazurami. Osłaniały całe palce i jednocześnie stanowiły groźną broń. Wzięłam też bogato zdobiony srebrny sztylet i wsunęłam go do robionej na miarę pochwy wiszącej przy moim pasku. Więcej broni nie znalazłam, więc zarzuciłam worek na plecy i wyszłam z domu. Szybkim krokiem ruszyłam z powrotem do miasta. Być może dalsza część ogłoszenia zawiera informacje kogo szukam i gdzie go znajdę. Gdy stanęłam już na rynku tłum przy tablicy już się rozchodził. Pewnym krokiem przeszłam środek skupiska ludzi i znowu zatrzymałam się przed tablicą. Ogarnęłam wzrokiem całe ogłoszenie. Faktycznie było tam ostrzeżenie o niebezpieczeństwie, ale poza tym, co umknęło mojej uwadze, był tam spis wszystkich złodziei oraz miejsce gdzie przypuszczalnie mają kryjówkę. Moją uwagę przykuł skrzydlaty  wojownik, który osiedlił się w górach. Oto mój cel... Kayam... Złodziej Pióra Powietrza... Odsunęłam się od ogłoszenia jeszcze raz powtarzając sobie jego imię. Wyszłam z miasta i zatrzymałam się. Przywołałam z pamięci obraz mapy. Złodziej ukrył się w Smoczych Górach... Wybrałam kierunek i ruszyłam przed siebie. Po kilku krokach zmieniłam postać. Tamta z całym uzbrojeniem i workiem zniknęła pozostawiając po sobie smoka.



Rozpostarłam skrzydła i wzbiłam się w powietrze szybkimi uderzeniami skrzydeł. Odnalazłam ciepły prąd wznoszący i zablokowałam skrzydła. Wiatr poniósł mnie w kierunku Smoczych Gór...

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Od Layli cd. Tomoe

Kiedy znowu otworzyłam oczy słońce już zaszło. Ogarnęłam wzrokiem pomieszczenie. Obok mnie klęczał kitsune.
- Tomoe... - szepnęłam cicho.
Podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Martwił się o mnie.
- Tomoe... - powtórzyłam głośniej - Magiczne zioła...
- Co? - przysunął się bliżej mnie, delikatnie się uśmiechnęłam
- Magiczne zioła na półce... - powiedziałam

<Tomoe?>

Od Layli cd. Sary

W zasadzie to nie wiedziałam co powiedzieć... Swoich rodziców nie pamiętam zbyt dobrze, z resztą i tak się mną nie interesowali.
- Sara...? - delikatnie dotknęłam ramienia anielicy - Musimy iść. Będą nas szukać
- Chyba masz rację - przyznała wstając
Wymamrotałam szybko jakieś pożegnanie i ustawiłam się w drzwiach. Musiałam chwilkę poczekać aż Sara też się pożegna i dołączy do mnie.

<Sara?>

Od Ayano cd. Sean'a

Wyszłam z łazienki i poszłam do kuchni. Tam na stole stały dwie miski, a w nich … sałatka owocowa!
- Skąd wiedziałeś, że ją uwielbiam? – spytałam z uśmiechem – Czekaj ja teraz coś zrobię. – zaczęłam się krzątać wśród półek. Nalazłam trochę mięty, czerstwy chleb i wielki słój truskawkowej konfitury. Rozpaliłam ogień pod kominem i upiekłam chleb. W tym czasie też zagotowałam wody i zaparzyłam herbatę. Postawiłam na stole talerz z grzankami, konfitury i kubki z miętą.
- Częstuj się. – powiedziałam ciepło. Sama złapałam za łyżkę i zaczęłam zajadać się sałatką.
- Naprawdę pyszne Sean. – szepnęłam. On był jakiś nieswój. Złapałam go za rękę i spytałam:
- Co jest? Czym się tak denerwujesz?

(Sean? Powiesz mi?)