niedziela, 2 listopada 2014

Od Sean'a cd. Ayano

- Spokojnie, to nic złego - powiedziałem łagodnie.
- Jak to nic złego?! Mogłam ci coś zrobić - podniosła na mnie swój wzrok.
- Nie panujesz nad tym, a trudno jest kazać komuś zawładnąć nad "demonem", który jest całkowicie niezależny - uśmiechnąłem się pocieszająco.
- Ale to i tak straszne - ukryła twarz w dłoniach.
- Nic nie jest straszne, jeśli się to umie wykorzystać - pomogłem wstać Ayano.
Podczas wędrówki do miasta cały czas spoglądałem na lycankę. Jej wzrok był nieobecny, a na twarzy widniał strach i smutek. Postanowiłem opowiedzieć jej moją historię, żeby udowodnić, że nie jest potworem.
- Był sobie taki jeden mały chłopiec, nie należał do najsilniejszych w wiosce, mimo to marzył o wielkich czynach, zdawało się, że jego oczekiwania względem życia są nierealne, jednakże nie poddawał się. Koledzy drwili z niego każdego dnia, nie zwracał na nich uwagi. Byli dla niego tylko tłem. Wszyscy uważali go za dobrego chłopca, ale... Pewnego dnia posunął się za daleko. Całkowicie zapamiętał się w wynalazkach i zapomniał o świecie, aż wreszcie... oszalał. Dorośli prosili go, aby zaprzestał prowadzić badania, lecz chłopiec nie słuchał... Wreszcie wszystko wymknęło się spod kontroli. Ogromny wybuch zniszczył wioskę i zabił jej mieszkańców - przerwałem - Od tamtego wydarzenia chłopiec przysiągł, że nie powróci do badań, ani nikogo nie zabije, jeśli ten na to nie zasługuje, a wiesz kto był tym chłopcem? Ja. Do dziś mam wyrzuty sumienia, a co więcej byłem świadom tego co czyniłem.
Ayano oderwała wzrok od ziemi i spojrzała na mnie.
- A-ale... - powiedziała niepewnie.
- Jak widzisz nie jesteś potworem, nie masz winy, to ja dźwigam setki łez elfów - odparłem - To jest Hope?
Spojrzałem na wielkie miasto pełne majestatu.

<Ayano? Same sekrety dzisiaj zdradzamy xD>

Od Ayano cd. Sean'a

Szliśmy dalej. Próbowałam iść wyprostowana, ale nie było to łatwe – cięgle coś mnie łupało w ramieniu. Gdy doszliśmy do iglastego, gęstego lasu usłyszałam wycie. Przeciągłe, żałosne wycie głodnego wilka. Stanęłam jak wmurowana, byłam cała sztywna. Sean złapał mnie za ramię.
- Ayano, … co jest?
Odepchnęłam go brutalnie tak, że przewrócił się na ziemię. Upadłam na kolana i zaczęłam się przeobrażać – rozszerzyły mi się źrenice, a oczy nabiegły krwią; uszy stały się długie i spiczaste; ogon się wydłużył i stał się cały czarny. Po chwili przed Sean’em stała kudłata poczwara z zaślinionym pyskiem i wzrokiem wbitym w chłopaka. Już miałam się na niego rzucić, kiedy usłyszałam upragnione wycie. Odpowiedziałam wyjąc przeraźliwie i już miałam odbiec, kiedy Sean rzucił się na mnie i przytrzymał mnie za grzbiet. Warknęłam z wściekłością próbując zrzucić natręta. Jednak chłopak trzymał mnie mocno, po czym związał mi łapy i wbił ostry sztylet w bok. Zawyłam z bólu i padłam łbem na ziemię. Po chwili zaczynałam przybierać swoją prawdziwą postać. Skuliłam się, bo doskonale wiedziałam, co się stało. Gdy podniosłam, głowę po policzkach spływały mi ciepłe łzy.
- Sean … przepraszam. To nie moja wina, ja… - ukryłam głowę w ramionach tak, że było mi widać tylko małe uszy – To jest na mnie lekarstwo w takich sytuacjach. Skąd wiedziałeś? – popatrzyłam na niego. Nie odpowiedział, ale wiedziałam, że to jeszcze nie czas. Teraz moja kolej na wyjaśnienia.
- Stało się to, kiedy byłam bardzo mała. Władca Północnych Rubieży król elfów Efredes chciał mieć wszystko dla siebie. Wypowiedział wojnę ludom, które nie będą się chciały podporządkować. Plemiona lycanów, z których pochodzę nie chciały się na to zgodzić. Byłam córką przywódcy. Kiedyś szpiedzy króla Efredesa podkradli się pod nasz dom i zatruli mnie trucizną przez co każdy głos wilka miał mnie zamieniać w strasznego potwora. – wyciągnęłam ramię na całą długość i zdmuchnęłam niewidzialny pył zakrywający bliznę. Ukazał się czarny znak o bliżej nieokreślonym kształcie. – Udało mi się trochę na to uodpornić, ale nie całkowicie… - skończyłam mówić i spojrzałam ze smutkiem na Sean’a.

(Sean?)

Od Sean'a cd. Ayano

Ruszyliśmy do miasta. Ayano wciąż była trochę słaba, lecz dała radę iść o własnych siłach. Czasem tylko pomagałem jej utrzymać równowagę.
- A więc... Jak jest w tym mieście Hope? - spytałem.
- To wspaniałe miejsce, wsziększość ras żyje w pokoju i...
- Większość? - przerwałem jej.
- Tak, anioły i demony chyba nie będą aż takie zgodne, nieprawdaż? - powiedziała.
- Racja - odrzekłem.

<Ayano? Moja wena jest wielkości atomu>