- Spokojnie, to nic złego - powiedziałem łagodnie.
- Jak to nic złego?! Mogłam ci coś zrobić - podniosła na mnie swój wzrok.
- Nie panujesz nad tym, a trudno jest kazać komuś zawładnąć nad "demonem", który jest całkowicie niezależny - uśmiechnąłem się pocieszająco.
- Ale to i tak straszne - ukryła twarz w dłoniach.
- Nic nie jest straszne, jeśli się to umie wykorzystać - pomogłem wstać Ayano.
Podczas wędrówki do miasta cały czas spoglądałem na lycankę. Jej wzrok był nieobecny, a na twarzy widniał strach i smutek. Postanowiłem opowiedzieć jej moją historię, żeby udowodnić, że nie jest potworem.
- Był sobie taki jeden mały chłopiec, nie należał do najsilniejszych w wiosce, mimo to marzył o wielkich czynach, zdawało się, że jego oczekiwania względem życia są nierealne, jednakże nie poddawał się. Koledzy drwili z niego każdego dnia, nie zwracał na nich uwagi. Byli dla niego tylko tłem. Wszyscy uważali go za dobrego chłopca, ale... Pewnego dnia posunął się za daleko. Całkowicie zapamiętał się w wynalazkach i zapomniał o świecie, aż wreszcie... oszalał. Dorośli prosili go, aby zaprzestał prowadzić badania, lecz chłopiec nie słuchał... Wreszcie wszystko wymknęło się spod kontroli. Ogromny wybuch zniszczył wioskę i zabił jej mieszkańców - przerwałem - Od tamtego wydarzenia chłopiec przysiągł, że nie powróci do badań, ani nikogo nie zabije, jeśli ten na to nie zasługuje, a wiesz kto był tym chłopcem? Ja. Do dziś mam wyrzuty sumienia, a co więcej byłem świadom tego co czyniłem.
Ayano oderwała wzrok od ziemi i spojrzała na mnie.
- A-ale... - powiedziała niepewnie.
- Jak widzisz nie jesteś potworem, nie masz winy, to ja dźwigam setki łez elfów - odparłem - To jest Hope?
Spojrzałem na wielkie miasto pełne majestatu.
<Ayano? Same sekrety dzisiaj zdradzamy xD>