środa, 29 października 2014

Od Sary cd. Layli

- Dobra - wskoczyłam na Laylę (ale to dziwnie brzmi O.o) i pogalopowałyśmy przed siebie. Ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę, a Laylę przeszywali wzrokiem typu "to jakiś mutant". Śmiałam się tak z tych zaskoczonych min, że prawie spadłam z Layli.

***

- Nigdzie nie ma tej zakichanej siedziby Gildii Złotej Aureoli! - kopnęłam kamień.
- Nie denerwuj się tak, przecież nie zniknęła! - powiedziała Layla, już w swojej naturalnej postaci.
- To magiczna gildia, skąd możesz wiedzieć? - odparłam.
- Też prawda - zamyśliła się.
- Zostaje tylko sprawdzić pod miastem... - westchnęłam ciężko.

<Layla?>

Od Tomoe cd. Layli

- Pięknie - szepnąłem wpatrując się w konstelacje.
- Racja - powiedziała cicho Layla, jakby bała się spłoszyć gwiazdy.
- Chodźmy lepiej, zimno się robi - wstałem z koca i podałem Layli dłoń. Lycanka podniosła się z ziemi.
Machnąłem ręką na kilka duchów, aby zabrały wszystkie rzeczy z łąki, a ja odprowadziłem dziewczynę do jej domu.
- To do jutra! - pomachałem na pożegnanie i odszedłem.

***

"Co się z tobą dzieje, baranie?" Karciłem się w duchu próbując opanować drżące dłonie. Serce biło mocniej i szybciej. Było mi coraz trudniej zaczerpnąć powietrza.
Jak zwykle próbowałem wmówić sobie jakieś bzdury, aby uniknąć prawdy, jednakże ja tylko się oszukuję. Prędzej czy później wszystko powiem... Bo prawda jest taka, że...

***

- Layla! - biegłem za lycanką.
- Cześć Tomoe! - uśmiechnęła się na mój widok.
- Cześć, słuchaj... Mam Ci coś do powiedzenia... Wczoraj dużo myślałem i teraz już wiem, że... Cię kocham - wziąłem dziewczynę za ręce.

<Layla?>

Od Sean'a cd. Ayano

- Czyżbyś stchórzył, Sean? - usłyszałem drwiący głos jakiegoś łowcy.
- Nieładnie tak uciekać z pola bitwy! - krzyknął drugi.
- Skoro jesteś taki silny to czemu nas nie zabiłeś, ale zwiałeś? Boisz się? - kolejny przyłączył się do żartów.
- Ja? Bać się was? Ha! Chyba w snach! - wstałem i wyciągnąłem miecz.
- Hej! Patrzcie, Sean ma towarzyszkę - czwarty wojownik ze srebrnym łukiem uniósł Ayano za uszy.
- Puść ją - rzuciłem w niego kulą energii. Mężczyzna padł na trawę trząsąc się i mrucząc coś pod nosem.
- Felcor! Sean, pożałujesz tego - warknął wojownik ze złotą maczetą, po czym rzucił się na mnie z bronią. Zgrabnie ominąłem ostrze i sam wbiłem swój miecz w bok mężczyzny.
Oczy zakryły mu się łzami, z ust wypłynęła struga krwi, a twarz przeszył strach. Zachwiał się i upadł na mech. Skonał.
- Albo odejdziecie albo podzielicie los swoich przyjaciół - odezwałem się do łowców.
Spojrzeli na mnie. Na ich twarzach malowała się wściekłość. Zacisnęli pięści na swoich mieczach, jednak nie zaatakowali.
- To jeszcze nie koniec - wymamrotał jeden z nich i odeszli.
- Nic Ci nie jest? - podszedłem do lycanki.
- Nie, chyba nie - odezwała się szeptem.
- Jesteś pewna?

<Ayano?>

Od Ayano cd. Sean'a

- Nie ma sprawy. – powiedziałam i razem poszliśmy w kierunku odległego wzgórza. Wędrowaliśmy w milczeniu. Wreszcie, gdy cisza stała się już nie do zniesienia spytałam.
- Too … co tam u ciebie? – pytanie było tak na miejscu jakby on teraz zamienił się w łabędzia.
- A nic ciekawego. Ciągle wędruję. A ty…?
Co mam mu powiedzieć?
- Opowiedz, co cię tak przestraszyło, gdy mnie zobaczyłaś… - zalegał. Nabrałam powietrze i …
- Proszę to nie jest rozmowa na tu i teraz. Muszę cię trochę poznać i upewnić się, że ci ufam.
Pogodził się z tym. Nagle znikąd wystrzeliła srebrna strzała. Sean chwycił mnie w talii i pociągnął na ziemię.

(Sean?)