- Cześć, Tomoe - odezwał się owy kitsune.
- Sytry... - zacisnąłem pięści.
- Jak się miewasz? - powiedział, jakby nic się nie stało.
- A dobrze, jakoś nabrałem ochoty, żeby podpalić ci łeb - w mojej dłoni zabłysnął błękitny płomień.
- Ej, uspokój się, jestem tu tylko z rozkazu twojego przyjaciela - zaczął się bawić swoim ostrzem.
- Masz pecha, że posłał akurat ciebie - rzuciłem w niego ognistą kulą, lecz on rozpłynął się w powietrzu i słyszałem tylko ciche "jeszcze się spotkamy".
Wziąłem Laylę na ręce, po czym ruszyłem w kierunku jej domu.
***
Położyłem ją na łóżku, zabandażowałem ranę, przykryłem kocem i pocałowałem ją w policzek.
Zagotowałem wodę na herbatę oraz przygotowałem coś do jedzenia.
- Nic Ci nie będzie - uśmiechnąłem się do Layli czekając aż się obudzi.
<Layla?>