Spojrzałam się na ciasteczka podawane przez chłopaka. Markus uśmiechał się promiennie. Nie mogłam oderwać od niego wzroku.
- I co ? Namyśliłaś się na ciasteczka ? - zaśmiał się
Szybko spuściłam wzrok. Poczułam jak rumieniec spłynął na moją twarz. Wzięłam jedno ciasteczko i ugryzłam kawałek.
- Smakuje ? - spytał
- Jasne. Są pyszne - powiedziałam patrząc na czekoladową słodycz.
< Markus ? >
piątek, 26 grudnia 2014
Od Markusa cd. Kiry
- To żałuj, jest tu pełno aniołów, demonów, upadłych, lycan, kitsune, elfów, można też spotkać mechanicznych - przy ostatnim wyrazie głos chłopaka lekko się złamał, a uśmiech na chwilę zniknął, jednak szybko jego twarz objęła radość. - Może potrzebujesz czegoś? Rano upiekłem ciasteczka, masz ochotę? - Markus nie czekał na odpowiedź Kiry i pognał do niewielkiej kuchni. Po chwili wrócił z tacą świeżych, czekoladowych ciasteczek. Usiadł obok łóżka, na którym odpoczywała dziewczyna i podsunął słodycze pod dłoń białogłowej.
- Skusisz się? - posłał anielicy promienny uśmiech.
<Kira?>
- Skusisz się? - posłał anielicy promienny uśmiech.
<Kira?>
Od Kiry cd. Markusa
- Tak.... tak..... - odpowiedziałam cicho
- Na pewno ?
- Tylko w głowie mi się lekko kręci, ale to nic - odpowiedziałam
Chłopak spojrzał na mnie. Jego oczy zdradzały jego uczucia. był zmieszany i chyba lekko zdenerwowany, co mnie nie zdziwiło. Wszystkie osoby, jakie spotkałam w życiu, traktowali mnie z góry.
- Jak się nazywasz ? - z rozmyślań wyrwał mnie jego głos. Był jedwabisty, lekki. Każde jago słowo jakby zamierało w powietrzu. Od roku z nikim nie rozmawiałam.
- Kira - odpowiedziałam nieśmiało
- Ja jestem Markus
Zaczęłam rozglądać się po jego mieszkaniu. Było przytulnie urządzone. Obejrzałam każdy zakamarek dokładnie, po czym mój wzrok spoczął na nodze chłopaka. Zdziwiłam się trochę, ale nie chciałam wypytywać o nią. Spojrzałam w stronę okna. Za nim ujrzałam jakby dziewczynę ze skrzydłami. Pomyślałam, że to wytwór mojej wyobraźni, lecz nie, znowu ją ujrzałam.
- Gdzie ja jestem ? - spytałam
- W mieście Hope. Mieście takich jam ty czy ja - odpowiedział
- Są inni tacy jak ja ? - zdziwiłam się
- Tak. Nie wiedziałaś o tym ?
- Nie..... niewiele wiem co się dzieje na świecie. Nie miała jak się dowiedzieć - odpowiedziałam smutno.
< Markus ? >
- Na pewno ?
- Tylko w głowie mi się lekko kręci, ale to nic - odpowiedziałam
Chłopak spojrzał na mnie. Jego oczy zdradzały jego uczucia. był zmieszany i chyba lekko zdenerwowany, co mnie nie zdziwiło. Wszystkie osoby, jakie spotkałam w życiu, traktowali mnie z góry.
- Jak się nazywasz ? - z rozmyślań wyrwał mnie jego głos. Był jedwabisty, lekki. Każde jago słowo jakby zamierało w powietrzu. Od roku z nikim nie rozmawiałam.
- Kira - odpowiedziałam nieśmiało
- Ja jestem Markus
Zaczęłam rozglądać się po jego mieszkaniu. Było przytulnie urządzone. Obejrzałam każdy zakamarek dokładnie, po czym mój wzrok spoczął na nodze chłopaka. Zdziwiłam się trochę, ale nie chciałam wypytywać o nią. Spojrzałam w stronę okna. Za nim ujrzałam jakby dziewczynę ze skrzydłami. Pomyślałam, że to wytwór mojej wyobraźni, lecz nie, znowu ją ujrzałam.
- Gdzie ja jestem ? - spytałam
- W mieście Hope. Mieście takich jam ty czy ja - odpowiedział
- Są inni tacy jak ja ? - zdziwiłam się
- Tak. Nie wiedziałaś o tym ?
- Nie..... niewiele wiem co się dzieje na świecie. Nie miała jak się dowiedzieć - odpowiedziałam smutno.
< Markus ? >
Od Markusa cd. Kiry
Chłopak nasunął kaptur na twarz i ruszył biegiem w stronę ściganej osoby oraz tłumu żołnierzy, celujących w ów człowieka. Tym razem nie ukrył blaszanej nogi, więc ludzie szybko zorientowali się, że ktoś tu jeszcze jest. Kilku z nich wystrzeliło ze strzelb w chłopaka, jednak ten z kocią zwinnością prześlizgnął się między ślepakami (tu nabój) i stanął, osłaniając białogłową.
- Hola, hola, przyjacielu. Pogadajmy - na przód wyszedł wysoki mężczyzna w garniturze, otoczony zgrają ochroniarzy.
- Dobrze, puścicie ją wolno, a nic się wam nie stanie - odparł zimnym głosem Markus.
- Nam ma się nic nie stać? Raczej myślałem o tobie, a szkoda by było zmarnować takiego zdolniachę... - zerknął na nogę blondyna.
- Nie wchodzę w układy z mordercami - rzekł.
- Trudno... Jakoś to przeboleję... - machnął ręką na swoich ludzi i zniknął w tłumie żołnierzy. Markusowi to nie było na rękę, nie przepadał za bijatykami, więc chwycił w talii dziewczynę, która chwilowo straciła przytomność i wzniósł się w powietrze za pomocą aerokinetycznych zdolności. Stworzył niewielkie tornado, ale wystarczające, aby znieść z drogi te grube ryby oraz ich ochroniarzy. Jednak może to być za mało, aby przegonić na dobre tych ludzi.
- Kim jesteś? - białogłowa ocknęła się w połowie drogi, ale ponownie zapadła w głęboki sen.
***
- Mademoiselle? Mademoiselle? Wszystko w porządku? - Markus uśmiechnął się do półprzytomnej anielicy. Jej wygląd oraz aura mówiły same za siebie kim jest.
- Gdzie jestem? - wyjąkała.
- W moim domu - odparł z beztroskim uśmiechem na twarzy.
- A-ale jak? Zaraz... To ty wczoraj? Dotknąłeś mnie? Jak przeżyłeś..? - dziewczyna spojrzała przerażona na blondyna, po chwili jej wzrok padł na rękawiczki na jego dłoniach. Wyraźna ulga wbiegła na jej usta.
- Wszystko gra? Mademoiselle? - spojrzał lekko zdenerwowany na dziewczynę.
<Kira?>
- Hola, hola, przyjacielu. Pogadajmy - na przód wyszedł wysoki mężczyzna w garniturze, otoczony zgrają ochroniarzy.
- Dobrze, puścicie ją wolno, a nic się wam nie stanie - odparł zimnym głosem Markus.
- Nam ma się nic nie stać? Raczej myślałem o tobie, a szkoda by było zmarnować takiego zdolniachę... - zerknął na nogę blondyna.
- Nie wchodzę w układy z mordercami - rzekł.
- Trudno... Jakoś to przeboleję... - machnął ręką na swoich ludzi i zniknął w tłumie żołnierzy. Markusowi to nie było na rękę, nie przepadał za bijatykami, więc chwycił w talii dziewczynę, która chwilowo straciła przytomność i wzniósł się w powietrze za pomocą aerokinetycznych zdolności. Stworzył niewielkie tornado, ale wystarczające, aby znieść z drogi te grube ryby oraz ich ochroniarzy. Jednak może to być za mało, aby przegonić na dobre tych ludzi.
- Kim jesteś? - białogłowa ocknęła się w połowie drogi, ale ponownie zapadła w głęboki sen.
***
- Mademoiselle? Mademoiselle? Wszystko w porządku? - Markus uśmiechnął się do półprzytomnej anielicy. Jej wygląd oraz aura mówiły same za siebie kim jest.
- Gdzie jestem? - wyjąkała.
- W moim domu - odparł z beztroskim uśmiechem na twarzy.
- A-ale jak? Zaraz... To ty wczoraj? Dotknąłeś mnie? Jak przeżyłeś..? - dziewczyna spojrzała przerażona na blondyna, po chwili jej wzrok padł na rękawiczki na jego dłoniach. Wyraźna ulga wbiegła na jej usta.
- Wszystko gra? Mademoiselle? - spojrzał lekko zdenerwowany na dziewczynę.
<Kira?>
Od Kiry
Biegłam ile sił w nogach przez las. Nadal słyszałam szczekanie psów.
Są blisko - pomyślałam
Bałam się, że tym razem mi się nie uda, że ludzie mnie złapią. Nie chciałam wracać do tamtego "więzienia". Spędziłam tam 365 dni, 8760 godzin. Traktowali mnie gorzej niż zwierzę. Jedzenie, choć nie można tego było tak nazwać, dostawałam raz dziennie. Byłam strasznie wychudzona. Brakowało mi już sił by biec. Prysznic był luksusem, na który niekiedy tylko miałam pozwolenie. Jednak ostatnio coś się zmieniło. Zaczęli się jakby mną bardziej interesować. Zdziwiłam się. Jednak jak się niedługo okazało mieli w tym swój cel. Kilka dni temu do mojej celi weszło trzech mężczyzn. Dwaj z nich to byli żołnierze uzbrojeni w karabiny. Trzeci z nich był ubrany w garnitur. Podszedł do mnie i uśmiechnął się sztucznie.
- Już niedługo nie będziesz tutaj - mówił - razem ze mną osiągniesz coś wielkiego.
Nie chciałam nic odpowiadać. Wiedziałam o co mu chodzi. Chce przejąć panowanie nad ludźmi przy mojej pomocy. Wtedy myślałam, że jestem jedyna na świecie, że inni są "normalni". Nie chciałam mu pomagać. Nie chciałam być potworem, choć właśnie za niego się uważałam. Po jego wizycie postanowiłam, że muszę stąd uciec. W nocy zebrałam całą swoją moc i wydostałam się. Wszyscy zaczęli mnie ścigać. W całym budynku słychać się było alarm, wołający wszystkich. Gdy wydostałam się na zewnątrz, otoczyli mnie. Ten sam mężczyzna, który wszedł poprzedniego dnia do mojej celi, teraz kroczył w moim kierunku.
- Spokojnie. Nic ci nie zrobimy. Nie podejmuj pochopnych decyzji.
Lecz wtedy rozprostowałam skrzydła i zaczęłam lecieć.
- NIE !!!! - usłyszałam tylko za sobą
Żołnierze chcieli strzelać, lecz tamten ich powstrzymał. Od kilki dni już mnie gonią. Gdy ich zgubię zaraz znów mnie znajdują. Nie mam już sił, aby uciekać dalej. Jestem wyczerpana, ponieważ nie mogę sobie nawet pozwolić na odpoczynek.
Teraz biegnąć przez las rozmyślałam o tym wszystkim co mnie spotkało. Zaczęłam biec szybciej, jakby moja przeszłość dodawała mi sił. Zobaczyłam w oddali jakąś postać. Nie wyglądała jednak jak człowiek. Chciałam prosić o pomoc, lecz w tym momencie potknęłam się o gałąź i upadłam. Chciałam jak najszybciej wstać. Odwróciłam się szybko. Szczekanie psów było coraz głośniejsze. Ludzie byli coraz bliżej.
Chyba nie ma już dla mnie nadziei - pomyślałam.
Lecz nagle.....
< Ktoś dokończy ? >
Są blisko - pomyślałam
Bałam się, że tym razem mi się nie uda, że ludzie mnie złapią. Nie chciałam wracać do tamtego "więzienia". Spędziłam tam 365 dni, 8760 godzin. Traktowali mnie gorzej niż zwierzę. Jedzenie, choć nie można tego było tak nazwać, dostawałam raz dziennie. Byłam strasznie wychudzona. Brakowało mi już sił by biec. Prysznic był luksusem, na który niekiedy tylko miałam pozwolenie. Jednak ostatnio coś się zmieniło. Zaczęli się jakby mną bardziej interesować. Zdziwiłam się. Jednak jak się niedługo okazało mieli w tym swój cel. Kilka dni temu do mojej celi weszło trzech mężczyzn. Dwaj z nich to byli żołnierze uzbrojeni w karabiny. Trzeci z nich był ubrany w garnitur. Podszedł do mnie i uśmiechnął się sztucznie.
- Już niedługo nie będziesz tutaj - mówił - razem ze mną osiągniesz coś wielkiego.
Nie chciałam nic odpowiadać. Wiedziałam o co mu chodzi. Chce przejąć panowanie nad ludźmi przy mojej pomocy. Wtedy myślałam, że jestem jedyna na świecie, że inni są "normalni". Nie chciałam mu pomagać. Nie chciałam być potworem, choć właśnie za niego się uważałam. Po jego wizycie postanowiłam, że muszę stąd uciec. W nocy zebrałam całą swoją moc i wydostałam się. Wszyscy zaczęli mnie ścigać. W całym budynku słychać się było alarm, wołający wszystkich. Gdy wydostałam się na zewnątrz, otoczyli mnie. Ten sam mężczyzna, który wszedł poprzedniego dnia do mojej celi, teraz kroczył w moim kierunku.
- Spokojnie. Nic ci nie zrobimy. Nie podejmuj pochopnych decyzji.
Lecz wtedy rozprostowałam skrzydła i zaczęłam lecieć.
- NIE !!!! - usłyszałam tylko za sobą
Żołnierze chcieli strzelać, lecz tamten ich powstrzymał. Od kilki dni już mnie gonią. Gdy ich zgubię zaraz znów mnie znajdują. Nie mam już sił, aby uciekać dalej. Jestem wyczerpana, ponieważ nie mogę sobie nawet pozwolić na odpoczynek.
Teraz biegnąć przez las rozmyślałam o tym wszystkim co mnie spotkało. Zaczęłam biec szybciej, jakby moja przeszłość dodawała mi sił. Zobaczyłam w oddali jakąś postać. Nie wyglądała jednak jak człowiek. Chciałam prosić o pomoc, lecz w tym momencie potknęłam się o gałąź i upadłam. Chciałam jak najszybciej wstać. Odwróciłam się szybko. Szczekanie psów było coraz głośniejsze. Ludzie byli coraz bliżej.
Chyba nie ma już dla mnie nadziei - pomyślałam.
Lecz nagle.....
< Ktoś dokończy ? >
Od Tomoe cd. Layli
- Coś w Twojej radzie jest - powiedział chłopak i cofnął się o krok do tyłu, po czym wyjął magiczny liść. - Ale warto spróbować - uśmiechnął się do Layli. Przysunął listek do ust, wyszeptując po cichu słowa, po chwili rzucił zaczarowaną broń w stronę minotaura. Cząstka rośliny wylądował na hełmie bestii.
- Eee... Masz jakiś plan? - odezwała się Layla.
- Cierpliwości - mruknął i dalej wpatrywał się w swój magiczny artefakt. Wreszcie liść zalśnił bladym światłem, powodując zmniejszanie się hełmu maszkary.
- Teraz można uciekać - zaśmiał się.
<Layla? xD>
- Eee... Masz jakiś plan? - odezwała się Layla.
- Cierpliwości - mruknął i dalej wpatrywał się w swój magiczny artefakt. Wreszcie liść zalśnił bladym światłem, powodując zmniejszanie się hełmu maszkary.
- Teraz można uciekać - zaśmiał się.
<Layla? xD>
Od Sary cd. Layli
- To może Ci jakiegoś znajdziemy! W Hope jest mnóstwo wspaniałych zwierząt, na pewno któryś przypadnie Ci do gustu - Sara zaśmiała się wesoło i klasnęła w dłonie, strasząc Piko. Lisopodobny stworek fuknął oburzony.
- Już się nie obrażaj - dziewczyna pogłaskała stworka - To jak? Idziemy poszukać pupila dla Ciebie? - zwróciła się do Layli.
<Layla?>
- Już się nie obrażaj - dziewczyna pogłaskała stworka - To jak? Idziemy poszukać pupila dla Ciebie? - zwróciła się do Layli.
<Layla?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)