Szłam w moje ulubione miejsce. Zawsze tam było tak radośnie! Śpiew ptaków, chłodny wiatr, piękne kwiaty, góry, jezioro, drzewa! Przyroda!
Nigdy nikogo tam nie było. Nawet moja siostra nie wiedziała o tym miejscu. To tam gdy już nie dawałam rady przychodziłam. Ale i gdy byłam szczęśliwa.
Ale tego dnia... już nie byłam taka samotna. Zauważyłam jakąś anielice... Ale ta anielica nie była szczęśliwa. Ona dobrze wiedziała, że do niej podchodzę... Popatrzyłam na nią i powiedziałam
- Hej, jestem Sonaya...
- Hej... a ja... Emily. - Odpowiedziała nie pewnie siebie.
- Mogę obok usiąść? - Zapytałam z uśmiechem.
- T-tak. - Przesunęła się.
Usiadłam obok niej.
- Piękne miejsce, prawda? - Zapytałam patrząc na przyrodę.
- Tak... - Odpowiedziała bardziej smutna.
- Dlaczego jesteś smutna...? - Zapytałam zaciekawiona
- A ty... popatrz na to z innej strony. - Odpowiedziała już pewniej siebie.
- Ale z jakiej... tu jest pięknie. - Popatrzyłam na nią i pokazałam jej otaczającą nas wokół przyrodę.
- Wiem, tutaj na prawdę jest ładnie. Ale... nie sądzisz, że wszyscy to kiedyś stracimy? A jeśli ktoś to zniszczy? - Zapytała przygnębiona i zaciekawiona odpowiedzią.
- Nie zniszczy. Nikt by się nie odważył tego zniszczyć. To miasto jest dla wszystkich istot magicznych. Ale są tu pewne zasady - Odpowiedziałam.
- Zasady? - Zapytała z dziwną miną.
- Tak, zasady. Nie chodzi tutaj o przechodzenie na zielonym świetle. Chodzi o proste zasady. Tutaj nikt nie może tego zniszczyć, nikt nie może tego naruszyć, ponieważ to miejsce stworzyłam ja.
-Ty? - Zapytała.
- Nie chodzi tutaj o miasto. Kiedyś znalazłam to miejsce, było ładne ale nie tak śliczne jak teraz... Więc zawsze tutaj podlewałam kwiaty, dbałam o to i to drzewo to moja zasługa... - Odpowiedziałam rozglądając się.
Emily uśmiechnęła się i wstała.
- Idziemy do gór? Są bardzo ładne... mogłybyśmy się wspinać...? - Zapytała.
- Chętnie.
I poszłyśmy z uśmiechem na twarzy.