niedziela, 12 października 2014

Od Tomoe cd. Layli

- Dobra myśl - powiedziałem do lycanki.

***

- Hahah! - wybiegliśmy z lasu, śmiejąc się do rozpuku.
- A wdziałeś miny tych duchów?! - Layla wyjąkała przez śmiech.
- Oczywiście - uspokoiłem się.
- No dobra, ja już lepiej pójdę, do zobaczenia wieczorem! - rzuciła dziewczyna i zniknęła za drzewami. Skierowałem się w stronę miasta.

***

- Gotowa? - stanąłem w drzwiach domu lycanki.
- Tak - uśmiechnęła się.
- Więc chodźmy - ruszyliśmy w stronę polanki, którą wcześniej przygotowałem.
- Jesteśmy - odrzekłem, gdy dotarliśmy na miejsce. Wybrałem łąkę tuż przy jeziorze.
Na środku stał biały stolik przykryty kremowym obrusem. Zastawę stanowiły biało-złote talerze oraz szklanki, a wśród nich widniał lśniący świecznik.
- Zapraszam - odsunąłem krzesło, by Layla mogła usiąść.

<Layla?>

Od Sary cd. Layli

- Ja też znam parę sztuczek - uśmiechnęłam się.
- To świetnie! - powiedziała Layla.
- A poza tym, ludzie patrzą tylko za własnym cieniem, więc gdybym nawet szybowała ponad ich głowami i to pod postacią anioła, raczej by mnie nie zauważyli - westchnęłam.
- To lecimy? - Layla przybrała postać sokoła.
- Oczywiście - zmieniłam się w orła.

***

- Wiesz co u mnie powoduje smutek? - zwróciłam się do Layli.
- Nie, a co? - spytała.
- To, że ludzie nie potrafią spojrzeć w niebo - zerknęłam w dół.

<Layla?>

Od Layli cd. Horo

- To znowu ty?! - rzuciła w moją stronę
- Taa... Na to wychodzi - odparłam - Lycan czy kitsune? - dziewczyna posłała mi zdziwione spojrzenie. Zeskoczyłam z konia i podeszłam do niej - Nie oszukasz Zmiennokształtnej - prychnęłam - Dobrze wiem, że nie jesteś człowiekiem.

<Horo?>

Od Horo do Layli

Pociągnęłam wodze by koń zwolnił, założyłam pelerynę i kaptur by ukryć uszy i ogon. Jechałam do ludzkiego miasta, koń, który długo już mi służy, nie zwracał uwagi, że jestem pół-człowiekiem, a pół-wilkiem. Mój "naszyjnik" podskakiwał w kłusie, a wiatr walczył by zdjąć moje nakrycie głowy.

* * *

Dojeżdżając do bramy zwolniłam, i zsiadłam z konia. Przywiązałam go do słupka i ruszyłam do miasta.

* * *

- Zostaw go! - Wykrzyknęłam do dziewczyny, odwiązującej mojego konia.
- Bo co mi zrobisz? - Prychnęła, i dalej odwiązywała.
Wtedy wiatr rozwiał jej włosy i ukazał uszy. Jednym szybkim ruchem znalazłam się w siodle, wyrwałam dziewczynie lejce i ruszyłam cwałem. Bo chwili siedziałam już w cieniu pod drzewem, a koń spokojnie stał i co chwili skubał trawę. Usłyszałam stukot kopyt i zza zakrętu wyjechała ona, dosiadając karego rumaka.

< Layla? >