- Na pamiątkę - szepnęłam do miecza - Zabiję tobą twojego właściciela
Nagle dotarł do mnie łopot skrzydeł i szybki kroki w korytarzu. Zgasiłam pochodnię i ukryłam się za rozszarpaną kanapą. Złodziej stanął w drzwiach. Klasnął i na ścianach zalśniły pochodnie. Usłyszałam jak z sykiem wciąga powietrze i wyobraziłam sobie jego minę na widok rozszarpanej kanapy. Był coraz bliżej. Wyciągnęłam sztylet i wstałam. Krzyknął zaskoczony, a ja rzuciłam w niego sztyletem. Zrobił unik, ale moja broń rozcięła mu policzek na całej długości. Wyskoczył i zawisł w powietrzu uderzając skrzydłami.
- Ej! Czy ty masz jakiś problem? - spytał przykładając palce do rany
- Mam! - syknęłam kładąc uszy po sobie i odsłaniając kły.
Uśmiechnął się do mnie i posłał w moją stronę wir powietrza. Odskoczyłam. Spróbował znowu i znowu zrobiłam unik. Wskoczyłam na kanapę i odbiłam się od niej. Zawisłam na plecach Kayam'a. Ten próbował mnie zrzucić, ale wczepiłam się pazurami w jego plecy. Jedną ręką chwyciłam go za skrzydło i mocno szarpnęłam. Spadliśmy na ziemię. zerwałam się i szybkim ruchem złamałam mu skrzydło. Krzyknął.
- Ty! Mała! Koniec zabawy - jego dłoń powędrowała do pasa
- Tego szukasz? - zamachałam mu mieczem przed twarzą. Jego twarz wyrażała trzy emocje: ból, zaskoczenie i nienawiść. Zaśmiałam się
- Czyżby ptaszek się poddał? - zadrwiłam. Chwilę po tym fala powietrza posłała mnie na ścianę. Uderzyłam głową w twardą skałę i pociemniało mi przed oczami. Osunęłam się na ziemię. Po krótkiej chwili podniosłam się na kolana. Ręka złodzieja siłą wyrwała mi miecz z ręki. Uniosłam głowę. Kayam stał prosto. Rozłożył zdrowe skrzydło na całą wielkość, to złamane wlokło się za nim po ziemi zostawiając krwawe ślady. Jego miecz wycelowany był prosto w moje gardło.
- Och... Kicia nie daje już rady? - zadrwił ze mnie tak samo jak ja z niego kilka sekund temu.
- Zobaczymy - rzuciłam krótko i pokazałam mu język. Pchnął ostrze do przodu z nadludzką szybkością. Na szczęście nie miał refleksu kota. Schyliłam się ułamek sekundy przed tym zanim jego ostrze by mnie dosięgło. Odtoczyłam się na bok. Zebrałam się i skoczyłam na niego. Jak kot albo pantera. Wczepiłam się pazurami w jego twarz. Szarpałam i darłam ciało, które coraz mniej przypominało istotę. Na początku Kayam uderzył mnie jeszcze skrzydłem, ale zatopiłam w nim zęby. W tym momencie złodziej miał do czynienia z dzikim zwierzęciem, nie miał nawet najmniejszych szans. W końcu upadł na ziemię pod skałą. Jego miecz leżał kilka kroków od niego. Podniosłam ostrze i podeszłam do złodzieja. Pchnęłam ostrze w samo serce wroga przebijając go tym na wylot. odrzuciłam miecz i zabrałam się za przetrząsanie jego kryjówki. Nie ma nic złego w okradaniu martwego złodzieja. Znalazłam pióro. Delikatnie schowałam je do worka. Poza tym wpadły mi w oko klejnoty. Zabrałam te najładniejsze. Wyszłam z jaskini. Zmieniłam się w smoka i odleciałam do miasta. Teraz tylko odbiorę nagrodę...