Otworzyłam oczy i spojrzałam w przepełnione strachem oczy Sean'a. Uśmiechnęłam się delikatnie i szepnęłam:
- Dziękuję mój wybawco.
- Leż jesteś strasznie osłabiona. Jednak za jakąś godzinę będziesz mogła stanąć na nogi. A ja zaraz wracam. - i poszedł. Jeśli trochę mnie poznacie dowiecie się, że nie umiem usiedzieć w miejscu jeśli oczywiście jestem przytomna. Więc wstałam i poszłam tropem Sean'a. Dzięki mojemu znakomitemu węchowi odnalazłam go bez trudu. Zbierał jakiś mech do fiolki.
- To chyba nie dla mnie? - spytałam wychodząc z zarośli.
- A żebyś wiedziała, że tak. Zrobię z tego specjalny wywar i uwierz mi - wypijesz to.
- Po moim trupie!
A jednak - wypiłam. Może i nie było najgorsze, ale żeby zachować twarz darłam się i krzywiłam. Po jakimś czasie wyruszyliśmy w dalszą drogę. Jak to w każdej porządnej przygodzie są wzloty i upadki. Myślałam, że taki upadek mieliśmy za sobą jednak myliłam się. Groza wisiała w powietrzu, a niebezpieczeństwo czaiło się za rogiem.
(Sean?)