sobota, 25 października 2014

Od Sean'a

Oparłem się o pień płaczącej wierzby i spojrzałem na rany. Klatka piersiowa przebita strzałą, brzuch, ramię oraz głowa zranione mieczem. Krew ściekała ze mnie strumieniami, czułem się coraz słabszy. Coraz bardziej śpiący, a na dodatek gonią mnie ci wojownicy. Nie mogę ich zabić, gdyż nie jestem mordercą, a nie skrzywdzili nikogo bliskiego memu sercu, więc nie mam powodu do przebicia mieczem ich klatek piersiowych.
Wyciągnąłem strzałę i przyłożyłem dłoń do obrażenia w okolicach serca, a wszystkie rany natychmiastowo zniknęły. Westchnąłem ciężko i usiadłem na ziemi.
Lazurowe sklepienie nieba zaczęło przybierać złotopomarańczowe barwy, a chmurzyste tratwy, poczęły zmieniać się w kremowe i różowe baranki. Ogromna, królewska gwiazda chowała się za horyzontem. Nad szczytami drzew rozciągnęła się delikatna, mleczna mgła.
- Quo vadis, domine? (Dokąd idziesz, panie?) - szepnąłem pod nosem do słońca, a co było dalej? Nie pamiętam, albowiem spadł na mnie głęboki sen.

***

Otworzyłem powieki, a obok mnie ktoś stał.
- Kim jesteś? - spojrzałem na ową osobę. Byłem poważny i raczej nie miałem ochoty na zawieranie znajomości, ale może ten KTOŚ wskaże mi drogę do najbliższego miasta, gdzie odpocznę i ponownie wyruszę w podróż, aby zwalczać głupotę świata.

<Kim jesteś? Ktosiu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz