Pociągnęłam wodze by koń zwolnił, założyłam pelerynę i kaptur by ukryć uszy i ogon. Jechałam do ludzkiego miasta, koń, który długo już mi służy, nie zwracał uwagi, że jestem pół-człowiekiem, a pół-wilkiem. Mój "naszyjnik" podskakiwał w kłusie, a wiatr walczył by zdjąć moje nakrycie głowy.
* * *
Dojeżdżając do bramy zwolniłam, i zsiadłam z konia. Przywiązałam go do słupka i ruszyłam do miasta.
* * *
- Zostaw go! - Wykrzyknęłam do dziewczyny, odwiązującej mojego konia.
- Bo co mi zrobisz? - Prychnęła, i dalej odwiązywała.
Wtedy wiatr rozwiał jej włosy i ukazał uszy. Jednym szybkim ruchem znalazłam się w siodle, wyrwałam dziewczynie lejce i ruszyłam cwałem. Bo chwili siedziałam już w cieniu pod drzewem, a koń spokojnie stał i co chwili skubał trawę. Usłyszałam stukot kopyt i zza zakrętu wyjechała ona, dosiadając karego rumaka.
< Layla? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz