- O to jak! – zgodziłam się z entuzjazmem. Wyjęłam parę srebrnych monet z woreczka, kiedy Sean mnie zatrzymał.
- Ja płacę proszę pani. – uśmiechnął się figlarnie i wyjął sakiewkę. Po chwili siedząc na ławce jedliśmy ciepłą szarlotkę z bitą śmietaną. Nagle zauważyłam coś co zaparło mi dech w piersi. Opancerzeni zbóje z mieczami na dwa łokcie i złotymi hełmami. Herszt miał wisior z króliczą łapą. Bez słowa wstałam i pobiegłam w jakąś ciemną uliczkę. Sean zdziwiony dogonił mnie chwilę potem.
- Czemu uciekłaś? Ci ludzie cię ta przestraszyli?
- Wiesz kto to był? – spytałam drżącym głosem, a kiedy pokręcił głową wyszeptałam: Łowcy lycanów. Łapią wszystkich przedstawicieli, a potem … - jedna łza spłynęła mi po policzku: M-Moi rodzice…
(Sean?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz