- Tak - przytaknęłam i złożyłam kartkę na pół.
- Świetnie, Michael czeka na ciebie w holu - tata wstał i wyszedł razem z mamą z pomieszczenia. Westchnęłam ciężko.
"Długo pogadaliśmy..." - pomyślałam zawiedziona rozmową, po czym ruszyłam na dół, szurając podeszwami butów o świeżo wypolerowaną posadzkę.
- Panienko, proszę przestać, tak nie wypada - upomniała mnie napotkana guwernantka, mademoiselle Rathè.
- Tak, tak, tak, tak... - wydukałam i powlekłam się do holu ze spuszczoną głową.
- Powodzenia, panienko - uśmiechnął się lokaj, podając mi podręczną torbę z prowiantem.
- Nie, poradzę sobie - jednym ruchem ręki odsunęłam bagaż. Szybko wyskoczyłam z zamku, jakbym się bała, że Michael opchnie mi jednak tą torbę.
- "Bo jak nie my to kto?
Bo jak nie my to kto?
Bo jak nie my to kto? o o o?
Bo jak nie my to kto?
Bo jak nie my to nikt tego lepiej nie zrobi tu!" - zaczęłam nucić pod nosem, aby umilić sobie "wojenny marsz" - "My lubimy jazz i lubimy chillout." Yana! Szykuj się! Bo twoja przeciwniczka idzie! Woooohooo!
- Wzywał mnie ktoś? - zza krzaków wynurzyła się różowowłosa kobieta z mieczem w dłoni.
- Ktoś ty? - przymrużyłam oczy.
- Yana - odparła dumnie, wypinając pierś.
- Ty jesteś Yana?! - zmaterializowałam miecz.
- Tak, masz coś do mnie? - prychnęła.
- Oddawaj Pióro Krwi! - rzuciła się na dziewczynę z ostrzem, lecz ta wykręciła mi rękę i uderzyła palcem wskazującym oraz środowym w centrum kręgosłupa. Padłam unieruchomiona na ziemię.
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz