- Wskakuj. – powiedziałam i usiadłam na grzbiecie Nixie. Oczywiście klacz się trochę buntowała, ale dzięki moim perswazjom polecieliśmy w stronę Hope.
- To ty idź. – powiedziałam – Ja nie lubię tego tłoku. – już miałam odejść, kiedy dogonił mnie Sean.
- Pójdę z tobą. Gdzie lubisz chodzić?
Wskazałam ręką na rozległy las okalający dolinę.
- Zawsze tu chodzę. Może to tu jest twój Anthart?
Szliśmy drogą, za mną podążała jak cień Nixie, a obok szedł elf patrząc w ziemię. Nagle klacz stanęła jak wryta i nastawiła uszy. Z oddali dobiegło końskie rżenie. Nixie zarżała w odpowiedzi i popędziła w tamtą stronę.
- Szybko chodź! – pobiegliśmy za koniem. Na polanie stał zmizerowany, kary koń trącając chrapy mojej klaczy.
- Anthart, ty zbóju! – krzyknął Sean i rzucił się na szyję koniowi.
- Dobra robota Nixiuniu. – pochwaliłam konia. Chłopak miętosił chrapy ogiera, a łzy spływały mu po twarzy.
(Sean?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz