- I co teraz, aniołku? - zaśmiała się szyderczo.
- Jeszcze się policzymy... - wydukałam.
- Tia... - dziewczyna klasnęła w dłonie i na jej wezwanie pojawiły się dwa wielkie sokoły. Chwyciły mnie za ramiona, aby natychmiast unieść ponad ziemię.
Latanie w moim przypadku to normalka, ale teraz czułam się, jakbym miała lęk wysokości. Drzewa oraz skały, które niegdyś były tylko małymi punktami, w jednej chwili stały się niebezpieczne. Strach ogarnął mój umysł, a ja przerażona patrzyłam na wszystko, nawet nie próbowałam się wyrwać, gdyż groziłoby mi to śmiercią.
Wtem podleciał do nas jakiś inny ptak, chyba był to orzeł.
Zaskrzeczał bojowo i skierował swoje szpony ku mnie. W normalmych warunkach wyrwałabym się temu sokołowi i zwiała, ale teraz tylko się przyglądałam całej scenie i gdybałam: "A może przeżyję? A może nie?".
Drapieżnik wyrwał mnie sokołowi, po czym zaczął szybować w stronę gór. Leciał coraz szybciej, szybciej i szybciej... Wydawało mi się, że ten ptak jest jakąś kometą.
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz