Rzuciłam się mu na szyję, a ponieważ rany nie skończyły się jeszcze goić całą sukienkę miałam we krwi. Zaczekałam cierpliwie nic nie mówiąc, a kiedy Sean był już ,,złożony” złapałam go za rękę i po ciągnęłam w stronę zdechłego ducha.
- To siedziało ci w ciele. Myślę, że miałeś już z tym do czynienia? – wskazałam palcem na czarną maź ze srebrnym połyskiem kryształu. Chłopak podrapał się po głowie.
- Mniej więcej… - spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Co jedliśmy na ławce?
Sean popatrzył na mnie zdziwiony.
- Szarlotkę.
- A przed kim broniłeś chłopca-lycana.
- Przed Łowcami lycan.
Odetchnęłam z ulgą.
- Musiałam sprawdzić. Czy to naprawdę ty. Chodźmy już do tego Hope.
Doszliśmy nad jezioro.
- Dziękuję… - powiedział cicho Sean.
(Sean?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz