- Dziękuję... - szepnąłem cicho.
- Nie ma za co - uśmiechnęła się.
- Możemy chwilę odpocząć? Czuję się trochę zmęczony po tym incydencie - powiedziałem.
- Zgoda - usiedliśmy na brzegu jeziora. Podleciało do nas kilka neonów, które po chwili usiadły na głowie Ayano. Zaśmiałem się.
- Chyba Cię lubią - rzekłem.
Nagle motyle spłoszyły się i odleciały, a ja usłyszałem ciche parsknięcie dochodzące zza krzaków.
- Nixie? - powiedziała lycanka i po kilku sekundach z zarośli wyskoczyła czarna klacz o ciemnozielonych skrzydłach.
- To Twój koń? - spytałem.
- Tak, to Nixie - pogłaskała zwierzaka po nosie, gdy ten do niej podszedł.
- Masz pięknego pegaza, może by się zaprzyjaźniła z Anthart'em - pomyślałem na głos.
- Kim? - lycanka spojrzała na mnie.
- Z Anthart'em, moim pegazem, pewnie teraz gdzieś się szlaja. Nawet nie wiem co się z nim stało, rozdzielono nas już dosyć dawno - odparłem smutno.
- Na pewno jeszcze go spotkasz - posłała mi promienny uśmiech. Był tak wesoły, że nie wytrzymałem i też się uśmiechnąłem.
- Chodźmy już - wstałem, po czym pomogłem podnieść się Ayano i ruszyliśmy do miasta - Chciałem tylko dotrzeć do Hope, a ile się zdarzyło...
<Ayano?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz