- Oczywiście! - uśmiechnęłam się - Prowadź!
<Tomoe?>
Przeszłyśmy wąskimi uliczkami, po chwili zatrzymałyśmy się przed jakimś domem. Nje wyglądał zachęcająco. Przeszedł mnie dreszcz.
- To tu? - spytałam wodząc wzrokiem po mrocznej budowli.
<Sara?>
-No... No dobra... -powiedziałam niepewnie. Co, jeśli Sara zobaczy spowodowane przeze mnie morderstwo i wyrzuci mnie z hope?
-Coś się stało? -spytała. Musiałam wyglądać na zdenerwowaną.
-No, bo... - westchnęłam. -Spowodowałam morderstwo w mieście... Wolałabym chwilowo tam nie wchodzić, jak anioły zobaczą cię ze mną zapewne cię znienawidzą... -powiedziałam smutno.
<Saro? Wena pada :/>
Staliśmy tak dość długo, aż nie trzasnął obok nas piorun, a z nieba zagrzmiał surowy głos rady aniołów.
-Nie pozwolimy ci poplamić grzechem czystej duszy tego anioła. -usłyszeliśmy.
W tym samym czasie z podziemi wyłoniła się dłoń.
-To oni cię wygonili, oni cię zostawili, to te anioły wyrzuciły się na bruk. Trzymaj się od nich z daleka. - zagrzmiło w podziemiach. Demon. Dłoń z podziemi chwyciła mnie za nogę. Z niebios wyłonił się anioł, który chwycił Asoko.
-Chcą nas rozdzielić! -krzyknęłam przerażona. Chwiciłam Asoko za rękę i wzleciałam wyrywając się demonowi i aniołom.
Lecieliśmy dość długo w ciszy, łzy rozmywały mi obraz, aż walnęłam w drzewo. Zaczęliśmy spadać. Upadek był bolesny.
-Asoko, przeze mnie możesz zostać upadłym aniołem... Uciekaj, zanim cię znajdą. Mi to jakoś ujdzie, nie ma większego grzechu, niż bycie demonem, ale ty nie zasłużyłeś na karę, odejdź, zanim zostaniesz upadłym aniołem... -po policzkach spłynęły mi łzy. Anioł dość długo stał przede mną w ciszy.
-Nie słyszysz? Uciekaj, uciekaj, zanim cię ukarzą! -krzyknęłam najgłośniej jak umiałam.
<Asoko?>
- Anielskim - zaśmiałam się.
- Ale tak na poważnie - powiedziała Yasmin.
- Jestem po prostu aniołem, nie mam żadnego tytułu. Nie zasiadam w radzie i nie należę do zgromadzenia stróżów, ale czasem idę do ludzkiego miasta, aby błogosławić rodziny oraz dzieci. Zajmuję się też wszelkimi sprawami, kłótniami, bójkami, ale każdy anioł czy demon tak może, więc to raczej nie jest jakaś wielka sprawa - uśmiechnęłam się.
- Aha... - odpowiedziała.
- Hej, a może dzisiaj się wybierzemy do miasta? - zaproponowałam.
<Yasmin?>
-Łał... -zdołałam wydusić. -Piękne miejsce... -szepnęłam.
-Podoba ci się? -spytała anielica.
-Jeszcze jak! -krzyknęłam. -Ale i tak jazda była najlepsza. -znów na mojej twarzy zagościł uśmiech.
Rozprostowałam skrzydła i wzleciałam w górę, zrobiłam trzy pętle i wróciłam do Sary.
-Ostatnio cieszyłam się tak w radzie aniołów. -powiedziałam, a uśmiech znikł. -Ale rada aniołów nie jest mi już potrzebna. Nie chcę bć stróżem, bo co, jeśli znów trafi mi się dziecko demon? Jednak... Jednak chcę się pozbyć demona, chcę być aniołem, jakimkolwiek, chociażby upadłym... -mówiłam. -Saro, a ty jakim jesteś aniołem? -spytałam z ciekawości.
<Saro?>
- Gdzieś ten zamek już widziałam... - zamyśliłam się.
- Gdzie? - przykucnęła obok mnie.
- Nie mam pojęcia - odrzekłam.
- Ech... - westchnęła.
- Może podpytamy się kogoś? - zaproponowałam.
- A kogo? Losowych przechodniów? - zadrwiła.
- Nie, znam odpowiednich ludzi, którzy mogą nam pomóc...
<Layla?>
- Niezła jesteś - powiedziałem.
- Dziękuję. Po raz drugi - zaśmiała się.
- Może się gdzieś przejdziemy? - spytałem.
- A gdzie? - spojrzała na mnie.
- Nie wiem, tak bez celu, może odwiedzimy Świątynie Hope? Poszukamy kłopotów w Górach Natchnienia? - uśmiechnąłem się lekko.
<Layla?>
Skoczyłam do przodu szeroko otwierając paszczę. Zalałam minotaura rzeką srebrzysto-błękitnych płomieni. Potwór zaryczał. Skrzywiłam się, ale nie przerwałam strumienia ognia. Kątem oka zobaczyłam Tomoe - przyglądał mi się uważnie. W końcu uznałam, że minotaur nie miał prawa przeżyć i z kłapnięciem zamknęłam szczęki. Z nozdrzy uleciał mi obłoczek szarego dymu. Podeszłam do zwęglonego ciała potwora, chwyciłam je zębami i wyrzuciłam z Świątyni. Ryknęłam tryumfalnie i zmieniłam postać na ludzką. Wolnym krokiem podeszłam do kitsune.
<Tomoe?>
- Znalazłaś coś? - spytałam zaglądając anielicy przez ramię. Dłonie splotłam za plecami
- Jeszcze nie - powiedziała
- Hej... A tu? - końcem pazura wskazałam na mały obrazek przedstawiający jakiś budynek z aureolą tuż nad krawędzią dachu.
<Sara?>
-One chciały mnie. -spuściłam głowę.
-Jak to ciebie? -spytał zaskoczony.
-Nie mogą znieść, że anioł i demonica spędzają razem czas, chcą nas rozdzielić. - powiedziałam smutno. -Myślisz, że im się uda? - spytałam, a po policzku spłynęła mi łza. Oby im się nie udało...
<Asoko? Sorki, że tak późno>
- Nie wiem, a co jeśli te pierścienie okażą się zgubą? - spojrzałam niepewnie na Laylę.
- To je wyrzucę - odpowiedziała.
- A co jeśli będzie za późno? - spytałam.
- Oj, nie przesadzaj - przewróciła oczami.
- Dobra, dobra, weź je sobie - powiedziałam i powróciłam do oglądania szkatułki, a może znajdę jakąś podpowiedź.
<Layla?>
- Świetnie ci poszło - powiedziałem.
- Dziękuję - uśmiechnęła się. Nagle dało się słyszeć potworny ryk, a zza krzaków wyszedł ogromny minotaur.
- O, proszę, mamy nauczyciela - zaśmiałem się i rzuciłem w bestię kilkoma kulami ognia.
Layla natomiast przybrała postać smoka.
Niesamowite, że posiada tak wspaniałą zdolność jak zmiennokształtość.
Patrzyłem chwilę na lycankę, a gdy otrząsnąłen się, rzuciłem w minotaura magicznym liściem, który przygwoździł go do ziemi, lecz ten jakoś go zrzucił i wstał.
<Layla?>
Pierwszy raz byłam w Świątyni Lycan. Było to cudowne miejsce. Przeszłam cały tor, może nie tak szybko i zwinnie jak Tomoe, ale to był mój pierwszy raz.
- To jest wspaniałe... - powiedziałam podchodząc do chłopaka.
<Tomoe?>
- Spokojna głowa, wiem którędy należy iść - powiedziałem i wyszliśmy z domu Layli. Spokojnym krokiem ruszyliśmy przed siebie. Nie widziałem powodu, aby się śpieszyć, a więc po co biec, skoro można zwolnić i przyjrzeć się otoczeniu?
***
Po dwudziestu minutach dotarliśmy na miejsce.
- Czas rozpocząć trening - skierowałem się na stary, lekko zniszczony, ale jeszcze dobry tor przeszkód. Szybko uwinąłem się ze wszystkimi pułapkami.
<Layla?>
- Miecz Przeklętych! - rzuciłam, a w mej dłoni zmaterializował się piękny amarantowo-srebrny miecz z rzeźbionymi wzorami, które przedstawiały rośliny.
- Ładnie to tak? Trzech na jedną? - uśmiechnęłam się pod nosem, po czym skoczyłam na jednego z nich. Jego głowa szybko znalazła się na ziemi, a pozostali skończyli z przegryzionymi brzuchami.
- Dziękuję, gdyby nie wy straciłabym coś bardzo cennego i niebezpiecznego zarazem - odrzekła kobieta z uśmiechem na twarzy. - Niestety muszę już iiiiii...
Nie skończyła zdania, ponieważ jej klatkę piersiową przeszyła ogromna maczeta. Dziewczyna padła na ziemię, trzymając kurczowo jakieś zawiniątko, a za nią stał mężczyzna z tatuażem na prawej dłoni. Rzuciłam się na niego i przebiłam jego serce mieczem, po czym podbiegłam do kobiety.
- Spokojnie, nic ci nie będzie - starałam się ją pocieszyć.
- Nie, proszę weźcie to, przekażcie ten skarb dowódcy Gildii Złotej Aureoli, ale strzeżcie się Zakonu Krwawej Duszy, gdyż polują na ten skarb, a w niepowołanych rękach może być on bardzo niebezpieczny... - podała mi drżącymi rękoma drewnianą szkatułkę, po czym wyzionęła ducha.
Spojrzałam przerażona na Laylę.
<Layla?>
- Może przygoda jest bliżej niż myślisz - odparłam zagadkowo. Przekroczyłyśmy mury miasta. Wolnym krokiem przechadzałyśmy się uliczkami, nagle usłyszałam krzyk
- Pomocy! - wołała jakaś kobieta
- Słyszysz? - spytałam Sarę, kiwnęła głową - To tam - wskazałam ręką kierunek i pobiegłam. Wybiegłam zza rogu i zobaczyłam trzech typków okradających jakąś kobietę. Zamieniłam się w smoka i zaryczałam tak głośno, że aż zatrzęsły się mury.
<Sara?>
- No oczywiście - uśmiechnęłam się - Tylko musisz mnie tam zaprowadzić. Jeszcze nigdy tam nie byłam - spuściłam wzrok
<Tomoe?>
- Z ciebie też świetna kucharka - odpowiedziałem i pomogłem lycance zmywać, a gdy wszystkie talerze znalazły się w szafce, zapytałem:
- Może wybierzemy się do Świątyni Lycan? Podobno jest to idealne miejsce na trening.
<Layla?>
- Może się gdzieś przejdziemy? - spytałam, wyrzucając ogryzek w krzaki.
- Czemu nie... zgoda - uśmiechnęła się.
Ruszyłyśmy leniwym krokiem przed siebie, było nam bardzo wesoło. Opowiadałyśmy sobie najróżniejsze historie oraz przygody, śmiejąc się przy tym głośno.
- Chciałabym przeżyć jeszcze jakąś przygodę... - uśmiechnęłam się.
<Layla?>
-Zimna woda. - zaśmiałam się po wynużeniu.
-Zaraz się przyzwyczaisz! -Asoko ruszył ręką i mnie ochlapał.
-Oż ty... -znów się zaśmiałam i zaczęła się bitwa. Bitwa na chlapanie.
Po dość długiej walce wzleciałam w niebo, żeby się osuszyć. Asoko poleciał za mną.
-Wiesz, na prawdę Cię polubiłam. -powiedziałam.
< Asoko? >
- Jak chcesz - powiedziałam. Przyłączył się do mnie i po chwili śniadanie było gotowe. Postawiłam talerze na stole i zaczęliśmy jeść. Było pyszne.
- Dobrze gotujesz - powiedziałam gdy skończyliśmy, zabrałam talerze i zabrałam się do zmywania.
<Tomoe?>
- Czemu by nie... zgoda - uśmiechnąłem się lekko, chociaż naprawdę ciężko jest nazwać "to" uśmiechem.
- Chodźmy - ponownie wskoczyła na balkon, a ja za nią.
W domu roznosił się przyjemny zapach mięsa oraz ryżu.
- Siadaj - wskazała stół na środku pokoju z kilkoma krzesłami. Usiadłem i zacząłem się przyglądać dziewczynie, która się krzątała przy talerzach.
Czułem się trochę nieswojo, że ona gotowała, a ja siedziałem bezczynnie, tym bardziej, że też jestem nie najgorszym kucharzem.
- Może ci pomóc? - spytałem.
<Layla?>
Usłyszałam czyjeś kroki. Odwróciłam się i zobaczyłam idącego w moją stronę anioła. Zobaczył mnie, ale nie wie kim jestem. Szybko weszłam na drzewo, zatrzymałam się mniej więcej w połowie wysokości. Gdy anioł przechodził pod moją kryjówką spojrzał do góry. Prosto na mnie. Pomachałam do niego.
- Cześć jestem Layla - przywitałam się z uśmiechem
<Asoko?>
- Nie jem owoców. - anielica spojrzała na mnie zdziwiona. - Nie przeszkadzaj sobie - mruknęłam. Po dłuższej chwili Sara zjadła swoje jabłko, podałam jej moje.
- Dziękuję. - powiedziała przyjmując owoc.
- Nie ma sprawy - odpowiedziałam sadowiąc się pod drzewem.
<Sara?>
- Dzięki - rzuciłam przez ramię. Weszłam do pokoju, wszędzie wisiało pełno ubrań. Na końcu zobaczyłam przygotowane posłanie.
- Milutko - powiedziałam do siebie kładąc się. - Na co ci przyszło Layla? Śpisz w garderobie. Z drugiej strony lepsze to od ulicy - dodałam i zasnęłam. Następnego dnia obudziło mnie uporczywe stukanie do drzwi.
- Już, już - zawołałam idąc w stronę źródła dźwięku. Otworzyłam drzwi - Tak? - spytałam ziewając. Na progu stała Sonaya.
<Sonaya?>
Jednak nie jest taki słaby jak przypuszczałem. Da sobie radę.
Uśmiechnąłem się lekko, po czym przybrałem postać lisa i ruszyłem biegiem przez drogę pełną chwastów oraz krzewów.
Przystanąłem dopiero na samym szczycie góry. Podszedłem do małego jeziorka i nachyliłem się, aby zaczerpnąć wody. Odgarnąłem moje trzy lisie ogony, by mi nie przeszkadzały.
Rozejrzałem się dookoła, po drugiej stronie akwenu zobaczyłem Asoko.
"Znowu on..." - pomyślałem.
<Asoko?>
- Cześć - uniosłem głowę do góry, ujrzałem fioletowowłosą dziewczynę. Ta zeskoczyła z balkoniku i stanęła przede mną.
- Jestem Layla, a ty? - spytała.
- Tomoe, jesteś lycanką? - skrzyżowałem ręce na wysokości klatki piersiowej.
- Tak jakby, chociaż bardziej zmiennokształtną. Kim jesteś? - Wyglądasz na kitsune - zmierzyła mnie wzrokiem.
- Bo jestem kitsune - odparłem sucho.
<Layla?>
- Ja się jakoś nie dziwię - usiadłam obok anielico-demonicy.
- Ale jak to? Ja przecież jestem aniołem ciemności! - wydawała się być zaskoczona.
- Pozory mylą, a ja wcale nie widzę, żebyś była wredna, bezczelna i bezlitosna, ja widzę, że jeszcze kiedyś powrócisz do anielskiej elity - odrzekłam.
- To chyba niemożliwe - spuściła głowę.
- Nic nie jest niemożliwe, a ja ci powiem, że znam węża co się stał człowiekiem, więc czemu ty nie możesz się stać aniołem?
<Yasmin?>
-To... To ja też się przejrzę... -powiedziałam. Szykowałam się na najgorsze. Pochyliłam się nad wodą i zobaczyłam... Zobaczyłam anioła. Anioła Stróża.
-I co? -spytała Sara.
-Niespodziewałam się tego. -szepnęłam. Sara podeszła, żeby również zobaczyć moje odbicie.
-Myślałam, że zobaczę demona... -stwierdziłam.
<Saro? c: >
- Ujrzymy tam tylko siebie, ale możemy też zobaczyć odbicie kogoś innego - uśmiechnęłam się, po czym zanurzyłam dłoń w wodzie i spojrzałam wychyliłam się. Moje odbicie nic się nie zmieniło, widziałam tylko zwariowaną, zabawną Sarę.
- I co widzisz? - spytała.
- Siebie. Jestem po prostu sobą - odrzekłam.
<Yasmin? A jak wyglądało twoje odbicie?>
-Wsytępy publiczne? Anioły raczej nie będą się zbliżać do demonów... Dziwię się, że Ty jeszcze się ode mnie nie odwróciłaś... Przecież jestem po ciemnej stronie. -powiedziałam to z obojętnym wyrazem twarzy, jednak w środku coś kazało mi uronić łzę. Szybko odgoniłam to myślą, że istoty ciemności nie płaczą.
-Zdziwisz się, gdy będą błagali o bis. -anielica znów uśmiechnęła się promiennie.
-Co to za wodospad? -spytałam niepewnie, gdy dotarłyśmy na miejsce.
-Wodospad Prawdy. Ujrzysz tam swe prawdziwe oblicze. -po jej słowach zatrzymałam się gwałtownie.
-Czyli... Czyli ja zobaczę swoje oblicze, a Ty swoje, czy obie ujrzymy siebie nawzajem, oprócz siebie? -spytałam niepewnie.
<Saro? Boję się, co tam zobaczę xd>
- Ślicznie, aż zazdroszczę głosu - zdjęłam skrzypce z ramienia.
- Dziękuję - odpowiedziała cicho.
- Jeśli chcesz możemy zrobić duet i występować na głównym placu. Byłoby fajnie - uśmiechnęłam się.
Dziewczyna milczała.
- Jeśli nie chcesz to nie, nie będę się narzucać - machnęłam dłonią, a skrzypce oraz smyczek zniknęły. - Co powiesz na wycieczkę nad wodospad prawdy?
<Yasmin? Idziemy zobaczyć swe prawdziwe oblicza? XD>
Zamurowało mnie. Czy ona właśnie stwierdziła, że ładnie śpiewam? Czy ona zaproponowała mi współpracę? Czy ona była dla mnie MIŁA?
Musiałam długo stać zaskoczona, bo jej głos wyrwał mnie z zamyślenia.
-To jak? -spytała.
-Ale ja znam niewiele piosenek. -powiedziałam i spuściłam głowę.
-Nie szkodzi. Zaśpiewaj to, co wcześniej, tylko normalnym głosem. -anielica uśmiechnęła się przyjaźnie.
Raz kozie śmierć. Otworzyłam usta, a słowa same z nich wypłynęły.
-Angel of darkness, angel of darkness! The world is in your hand, but I will fight until the end! Angel of Darkness, angel of darkness! Don't follow your command, but I will fight and I will stand! (...).
Spojrzałam na dziewczynę czekając na ocenę.
<Saro? Czemu nie c: >
Wylądowałem na ziemi. Spostrzegłem jakąś anielice, choć to raczej nie była anielica. Może upadła ? ... Hekaty i inne potworki gdzieś uciekły. Podszedłem bliżej dziewczyny.
- Jestem Logan - podałem rękę dziewczynie
- A ja Lilith - nie odwzajemniła uścisku więc nieco obrażony wsunąłem rękę do kieszeni
- Jak to możliwe że hekaty cię jeszcze nie zjadły ? - powiedziałem z ironią
< Lilith? >
Usiadłem obok niej i włączyłem telewizor.
- Co chcesz oglądać ? - zapytałem przerzucając kanały
- Nie wiem ty wybierz
- Może horror ?
- Ok... - powiedziała nie pewnie
Akurat leciał jakiś horror.
< Sonaya? >
- No więc miasto Hope zostało odnalezione przez moich rodziców i obecnie oni sprawują władzę, a ja oraz moja siostra pilnujemy porządku - uśmiechnęłam się.
- Masz siostrę? - spytała.
- Tak, ma na imię Sonaya - splotłam palce dłoni z tyłu pleców. - A tak w ogóle to ładnie śpiewasz. Może coś zanucisz? Ja zagram na skrzypcach jeśli chcesz.
Wystawiłam dłoń, a w niej zmaterializowały się białe skrzypce ze złotymi strunami oraz czarny smyczek.
<Yasmin? Stworzymy duecik? ;3>
Kolejna ma ofiara przeszła na ciemną stronę, kolejny człowiek popełnił ciężki grzech. Zaśmiałam się cicho. Świat idzie na ciemną stronę mocy i żaden wspaniały aniołek tego nie powstrzyma!
Zmieniłam swą postać w zjawę i udałam się z daleka od morderstwa. Znów wróciły wspomnienia, kiedy to anioły zaczęły swą pieśń, a ja zaczęłam je przedrzeźniać. No przecież! Jestem tylko Aniołem Ciemności, czyli demonem, więc można ze mnie szydzić. Czy to nie grzech? Nawet dla demonów powinni być mili, a nie są, pff!
~Gdzie ja właściwie jestem? -pomyślałam. ~Zjawa w takich okolicznościach mi się nie przyda... -zmieniłam się znów w Anioła Ciemności.
Wzbudziłam zainteresowanie jakiejś anielicy. Nie zdążyłam schować skrzydeł, żeby niczego nie podejrzewała. Podeszła.
-Kim jesteś? -spytała.
Zanuciłam swą piosenkę.
- Angel of darkness! Angel of darkness! The world is in your hand, but I will fight until the end! -zaśpiewałam to najpierw swoim głosem, później tą samą treść, jedynie innym tonem. Tonem, jakim przedrzeźniam anioły.
-Nie kojarzę. -powiedziała.
-Nie kojarzysz? Czyli nie jesteś Aniołem Stróżem...
-Nie odpowiedziałaś mi. -mówiła nadal spokojnie.
-Dałam ci podpowiedź, a to, że nie ogarniasz, to nie mój problem. -prychnęłam. Myślałam, że ją sprowokuję, ale ta nadal ze spokojem stała i mi się przyglądała.
-Masz skrzydła, ale nie wyglądasz na anioła. -stwierdziła całkiem ignorując moje złośliwości.
-Ja nie jestem aniołem. Jestem demonem. -uśmiechnęłam się złośliwie. -Jestem wygnanym aniołem. Jestem wygnanym aniołem stróżem, inaczej mówiąc: jestem Aniołem Ciemności.
-Powinnaś być Upadłym Aniołem, jeśli kiedyś byłaś Stróżem i z jakiegoś powodu cię wygnano. -zauważyła.
-Ale nie jestem. -burknęłam.
-Chciałabyś dołączyć do Krainy Wiecznej Nadziei? -zaproponowała.
-Przepraszam do czego?
-Krainy wiecznej nadziei. -powtórzyła.
-Nie rozumiem.
-Jesteś w mieście Hope. Należy ono do Krainy.
--Aha... No mogę dołączyć. -westchnęłam. Może tu demon mnie przestanie prześladować?
-Wobec tego zapraszam. -uśmiechnęła się promiennie. -Jestem Sara.-podała mi rękę.
-Moje imię nie jest zbyt często wymawiane, mówią na mnie Angel Of Darkness, czyli Anioł Ciemności.
-Ja jednak chciałabym poznać twe imię. -oznajmiła.
-Yasmin... -uścisnęłam dłoń anielicy. -Opowiesz mi coś więcej o tej krainie?
<Saro? Czy taka wstrętna kreatura jaką jestem nie sprawi kłopotu? C; >